Archiwum 23 października 2020


Kim jestem?
23 października 2020, 13:37

Witaj, 

skoro tu się znalazłeś/znalazłaś tzn. że tak jak ja potrzebujesz pomocy bądź po prostu interesuje Cię jak wygląda życie osoby współuzależnionej od alkoholu.

Zaczynając mam 30 lat, poznałam swojego męża około 10 lat temu. Stało się to przypadkiem, byłam świeżo po rozstaniu z poprzednim chłopakiem i szczerze mówiac nie szukałam miłości. Jednak okzało się, że ona sama mnie znalazła. Poznaliśmy się w barze, kiedy byłam na drinku z koleżanką, On był z kolegą. Zaczeliśmy ze sobą rozmawiać i na końcu rozmowy gdy wyszłam do łazienki On wziął mój numer od mojej koleżanki. Na drugi dzień odezwał się do mnie, byłam wiece zaskoczona i zła na koleżankę ale chwilowo, gdyż to w sumie nic takiego... pomyślałam.

Spotykaliśmy się około dwa miesiące i ZAISKRZYŁO, motylki w brzuchu, wyznania miłości i tak Nam leciał czas. Sielanka, póżniej poznałam jego rodzinę, przesympatyczną. Spotykaliśmy się tylko wieczorami, prawie codziennie, potem troszkę rzadziej, ponieważ przygotowywałam się do matury. Było super, aż pewnej niedzieli poszyliśmy na imprezę do jego rodziny...Panowie trochę za dużo wypili, zwłaszcza, że na drugi dzień każdy z Nich miał jechać do pracy. Mój chłopak nie pojechał do pracy...znalazł się u kolegi i sobie cały dzień pili i tak minęłu mu cztery dni na piciu. Zapaliła mi się lamoka, bo przecież nikt normalny tak się nie zachowuje. Oznajmiłam mu, że koniec z Nami bo sobie nie wyobrażam takiego życia. On mne błagał na kolanach, mówił, że to się więcej nie powtótzy. No coż mam powiedzieć, wybaczyłam bo co miałam zrobić? Kochałam go.

Było trochę spokoju ale sytuację się powtarzyały a ja mimo to coraz bardziej kochałam i coraz bardziej zależało mi żeby mu pomóc. I tak się to ciągnęło przez dobrych 6 lat, bywalo raz lepiej, raz gorzej ale kochać go nie przesłałam. Pomimo tych złych sytuacji kochałam go bardzo, dogadywaliśmy się pod każdym względem, mieliśmy wspólne pasje. Bradzo dużo Nas łączyło a dzieliło tylko jedno... ALKOHOL. 

W 2016 roku zaręczyliśmy się, była to piękna i wzruszająca chwila. Czekałam na nią bardzo długo...7 lat. I teraz szczerze żałuje, że na nią czekałam. Bynajmniej nie powinna Ona się wydarzyć, nie z tym mężczyzną. 

Po roku od zaręczyn, gdy już mieliśmy wszytsko uzgodnione (salę weselną, kościół itp.) miarka się przebrała. Powiedziałam dość...ale chyba mało skutecznie, gdyż nadal jesteśmy razem. Ale od tamtej chwili zminiła się jedna rzecz... mąż przesłam pić i trwało to około roku. W między czasie wzieliśmy ślub, planowaliśmy budowę domu a przede wszytskim byliśmy bardzo szczęśliwi. Lecz szczeście długo nie trwało. Dwa miesiące po ślubie zaczął się koszmar, w którym tkwię do dzisiejszego dnia...